No to tłusty czwartek nas zaskoczył. I nie mówię tu o ilości pączków, które zjedliśmy, ale o nowych umiejętnościach Łukasza. Jeszcze wczoraj rozpisywałam się o tym, że Młody cały dzień spędza na pełzaniu/czołganiu po dywanie. Mówiłam też, że gdzieś na horyzoncie pojawiają się pierwsze próby raczkowania, ale już po dwóch machnięciach rękami Łukasz rezygnuje z dalszego, tego typu, poruszania się na rzecz opanowanego do perfekcji czołgania. Pisząc to obstawiałam dwa scenariuszem - pierwsze, że syn poprzestanie na pełzakowaniu, a później najzwyczajniej w świecie wstanie i pójdzie (wg legend tak właśnie było ze mną i z mężem). Druga opcja to taka, że Łukasz w końcu zrozumie w jaki sposób ruszać wyprostowanym rękoma, żeby przesuwać się na przód. Szczerze obstawałam, że młody pójdzie w ślady rodziców, a nawet jeśli zacznie raczkować to jeszcze trochę czasu.
Aż tu przyszedł tłusty czwartek. Matka siedzi z kawą i pączkiem, zadowolona, że ma wytłumaczenie na dzisiejsze puste kalorie. Patrzy, a po dywanie nie porusza się już pełzak, a prawdziwy raczek. Tak, tak dzisiaj Łukasz zaczął raczkować. Nie wiem jak to działa :P. Być może Młody wstał i pomyślał, że dzisiaj zacznie raczkować, albo zmotywowały go pączki. W każdy razie - zadziałało. Nie udało mi się jeszcze uwiecznić dokonania na zdjęciu, ale mam za to zdjęcie z jakim zaangażowaniem Łukasz sięgał po pączki ;)
P.S. Ja się dzisiaj zdrowo objadłam pączkami ( w końcu to gwarantuje dobrobyt ;)), a jak sytuacja u Was? :D