środa, 29 października 2014

Uważam, że to głupota ...

Do tej pory jakoś nie zwracałam uwagi na zmianę czasu. No może nie do końca, bo jednak warto wiedzieć, która godzina, ale uważałam, że ni to parzy, ni to ziębi. Po prostu raz w roku śpimy, albo dłużej ( Alleluja!), albo krócej (O nie!). I tyle! Co to jest ta godzina. Od kilka dni jednak boleśnie przekonuje co to znaczy przestawić czas o godzinę.



Łukasz ma swój plan dnia. A kąpiel o 19.30 i spanie to jest mus! Nie ma wyjścia. Próbowaliśmy modernizować tą godzinę. Wychodziło to tylko nam na złe, bo Młody spał krócej, a budził się o tej samej godzinie (albo i wcześniej) i w złym humorze, bo nie wyspany. Postanowiliśmy nie walczyć, tylko cieszyć się, że jak przychodzi jego godzina to Łukasz praktycznie sam idzie spać.

I tu się zaczyna problem. Obecna godzina 19.30 to dla Łukasza 20.30 i dotrwanie do niej to prawdziwy wyczyn. Do tego wszystkiego problem jest także ze wstawaniem. Dotychczas wstawał o 7:00 - rewelacja. Dla mnie to idealna godzina, bo najpierw ja zdążyłam się ogarnąć do pracy, a wtedy wstawał Łukasz, którego szybko ogarniałam i przekazywałam babci. Teraz wstaje o 6:00. W tygodniu to jeszcze nic takiego. I tak trzeba wstać, a te 30 minut krótszego snu są do przełknięcia. Najgorsze są weekendy. Chyba nikt nie lubi wstawać za wcześnie kiedy tak na prawdę mógłby sobie smacznie pospać.

Z racji swojego rozdrażnienie i przeorganizowania całego dotychczasowego dnia zastanawiam się nad sensem zmiany czasu. Niby kierowane to jest tym, żeby lepiej wykorzystywać promienie słoneczne, ale nie przemawia to za mną. Co z tego, że teraz rano jest w miarę jasno, jak popołudniu robi się co raz szybciej ciemno. Tak czy siak nie unikniemy ciemności, a jedna, stała godzina ułatwi życie rodzicom. AMEN!

wtorek, 28 października 2014

Wrzesień najlepszym miesiącem ...

Nie, nie pomyliłam się. Temat postu jest taki, a nie inny. Doskonale wiem, że mamy już październik, ale tak jakoś lubię wspominać wrzesień. Mam wrażenie, że cały rok żyję tym wrześniem. Bo to taki fajny miesiąc, bardziej słoneczny od sierpnia i bardziej kolorowy od kwietnia. Chociaż za chwilę cała przyroda zaśnie, schowa się pod pierzynę śniegu, wrzesień jest pełen życia. Poranki i wieczory są takie rześkie, a w ciągu dnia przyjemna, letnia temperatura. Słońca zazwyczaj jest tyle, że można podładować akumulatory na kilka miesięcy. Jednak wszystkie plusy pogodowe przebija jedna sprawa. To właśnie we wrześniu, a konkretnie 29. miałam tą przyjemność zaprezentować się w białej sukni. Od tamtej chwili wszystko dzieje się jak przyspieszeniu.



W tym roku postanowiliśmy ten wyjątkowy dzień uczcić w trójkę. Zresztą jak wiadomo, nie wyobrażamy sobie takich ważnych chwil celebrować w innym składzie, albo niepełnym. Wybraliśmy się na obiad i spacer do Bydgoszczy, do naszej ukochanej restauracji. Jest to mała knajpka, gdzie nie ma karty dań, a wszystko co jest serwowane jest świeże i przyrządzane przez kucharza tego samego dnia. Każdy do wyboru ma kilka pozycji, kilka opcji, więc można znaleźć coś dla siebie. Nie martwiłam się o młodego upodobania kulinarne, bo ten je i lubi wszystko, bardziej bałam się, że znudzi mu się czekać na swoje danie. Łukasz jednak stanął na wysokości zadania, w końcu ważna data, to ważnie trzeba było się zachować.




Jak widać na załączonych obrazkach wyjście udało się. Łukaszowi jedzenie bardzo smakowało. Miał przepyszny rosołek oraz mięcho, ale dziwicie się. Spójrzcie na moją małżową przystawkę. Myślę, że nie macie wątpliwości, że jedzenie było cudne.

poniedziałek, 27 października 2014

Pierwsza wizyta u fryzjera

No i stało się. Włosy urosły. Ledwo się obejrzałam, a Łukaszowi wyrosła bujna czupryna. Synek z łysolka przeobraził mi się w całkiem owłosionego. Jednak włos bujnął mu się dość nieregularnie, dłuższe na czubku głowy oraz na szyi, a po bokach krótsze. Cieszyłam się, że włosy są, ale fryzura była dość nietwarzowa, ale co zrobić. Do fryzjera było za wcześnie - tak myślałam, ale w piątek coś mnie oświeciło. Właściwie czemu za wcześnie?! Poszłam na spacer i tak wylądowaliśmy u pani fryzjerki.


Nie powiem, trochę strachu było. Nie wiedziałam jaki będzie miał Łukasz humor, jak zareaguje. Wiadomo jak to z dziećmi jest, kiedy myślimy, że będą grzeczne wychodzi zupełnie inaczej. Tym razem sytuacja była odwrotna. Martwiłam się, ze Łukasz nie da się obciąć, a jakie miłe zaskoczenie mnie czekało.


Łukasz na początek usiadł u mnie na kolanach. Postanowiłam nie zakładać mu peleryny. Denerwuje się jak chcę mu przykryć nogi kocykiem, a co dopiero jak jakaś obca pani będzie mu wiązała coś dookoła szyi. Zaskoczony był miejscem, zaczął wszystko oglądać dookoła i zanim on i ja się zorientowaliśmy nożyczki poszły w ruch. Ledwo zdążyłam wszystko udokumentować.


Śnieżek z włosków padał a Łukasz oglądał wszystkie pianki i lakiery w zasięgu ręki. W pewnym momencie Młodemu nie odpowiadało, że musi siedzieć u mamy na kolanach. Taki duży chłopak i u mamy? Phi, wolał usiąść sam. Nie było wyjścia. Samodzielny chłopak zasiadł na fotelu.


Najlepszym podsumowaniem całego przedsięwzięcia będzie ostatnie zdjęcia. Mówi więcej niż wszystkie mamowe opowieści. Oby tylko kolejne wizyty przebiegały tak samo.


czwartek, 23 października 2014

Trzeba pomóc dziadkowi

Łukasz interesuje się już wszystkim, wszędzie musi wejść, zobaczyć, wszystko musi złapać i obejrzeć. Jest co raz bardziej samodzielny, ale przez swoją ciekawość trzeba mieć na niego 24h na dobę, 7 dni w tygodniu "oko".

W te wakacje postanowił nawet być prawą ręką dziadka. Wiedział, że nie będzie tak łatwo, bo dziadek ma wysokie wymagania. Trzeba dużo umieć, nie być świeżakiem. Na szczęście doświadczenie Łukasz złapał już przy pracy z tatą nad piaskownicą, więc stawianie altanki z dziadkiem to była sama przyjemność.






Widać, że to zdjęcia nieaktualne. Raz, że pogoda inna (chociaż październik do tej pory był super), dwa Łukasz jeszcze malutki, ale tak jak mówiłam nadrabiam wakacyjne zaległości :).

Dzisiaj skończyłam serie 12h w pracy - ma-sa-kra. Ale o tym co znaczy 12h w pracy dla matki z dzieckiem jeszcze będę pisać :). Pozdrawiam kawowo ;)

środa, 22 października 2014

Czyżby mleko bleh?

Uważam, że w wychowywaniu dziecka bardzo ważny jest schemat. Stałe elementy dnia lubią zarówno dzieci jak i rodzice, którym łatwiej zorganizować i poukładać wszystko. Sama jestem dowodem na to jak wszystko jest proste, kiedy wiadomo co kiedy ma miejsce. Uporałam się się z wrzaskliwą naturą Łukasza wprowadzając stałe pory karmienia oraz stałe godziny spania. Dla mnie młodej i głupiej matki, która często błądziła we mgle, dużo prościej było kiedy mogłam postępować według schemat, a to przynosiło oczekiwane skutki. 

Na początku Łukasz karmiony był mniej więcej co 3h (wtedy jeszcze piersią). Pozwalało mi to odpowiednio zaplanować dzień, podróż etc. Później w miarę "dorastania" Młodego schemat ewaluował, ale jedna jego część pozostała stała. Ok. 19:30 / 20w00 Łukasz jest kąpany, później mleko i sen. Było tak codziennie, aż do niedzieli. 

Synek postanowił nam zastrajkować. W wannie wszystko bez zarzutów. Zabawa, mycie, ociąganie się z wyjściem z wody. Później szybkie ubieranie, bo chłopak niecierpliwy, że go wycierają i tak wolno w śpiochy "wbijają" aż w końcu upragniona butla. No właśnie ... czy taka upragniona?! Łukasz zaczął wypluwać, odciągać ręką - słowem, nie miał najmniejszej ochoty na mleko. Przerzucił się drugi bok i już się układa do snu. Myślałam, że to chwilowa fanaberia, ale kolejny wieczór i kolejny wyglądał tak samo. Mimo tego, że wieczorem mleko nie smakuje - rano Łukasz ma jeden priorytet - napić się mleka. 



Postanowiłam nie walczyć z nowymi zachciankami synka - zresztą i po co. W końcu mi też nikt nie narzuca co chcę jeść na kolacje. Ciekawa jestem tylko czy to chwilowy kaprys, czy po prostu Łukasz dorasta i rezygnuje z wieczornego mleka. Jak było z Waszymi dziećmi?

poniedziałek, 20 października 2014

Drugie imieniny Łukasza

O tym jak szybko biegnie czas, od momentu kiedy na świecie pojawia się dziecko mówiłam niejednokrotnie. Jeszcze niedawno (tak mi się przynajmniej wydaje) dowiadywałam się, że jestem w ciąży, a tu już drugie imieniny Łukasza za nami. Nostalgia, nostalgia - cóż tu więcej mówić ;)

Skoro imieniny to i było świętowanie :). Łukasz swoje święto obchodził razem z pradziadkiem, który dzień wcześniej miał swoje 81 urodziny, a wieczorem rodzice wyrwali się na 30urodziny do wujka. Tym ostatnim urodzinom, będę musiała chyba poświęcić osobny wpis, ze względu na ich nietypowy motyw przewodni :).

U nas za to każda okazja jest super, aby kupić młodemu prezent. Zresztą sprawa obdarowywania jest tak zaraźliwa, że robimy to też bez okazji, ale kiedy jest powód, aby się rozgrzeszyć radość jest jeszcze większa.

Tym razem postanowiliśmy rozbudzić w Łukaszu miłość do majsterkowania. Konkretnie plan miał taki tata, bo skoro on sam uwielbia "dłubać" to syn też musi ;). Wedle zasady, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Wybraliśmy zestaw narzędzi Mańka Złotej Rączki.


W skrzyneczce Mańka znajduje się miejsce na dwa śrubokręty, miarę, młotek, suwmiarkę i kombinerki. Do tego wszystkiego po naciśnięciu przyciska przyrządy śpiewają i ruszają się.

Mieliśmy rację - prezent stał się strzałem w dziesiątkę. Od trzech dni Łukasz nie wypuszcza z rąk śrubokrętów i naprawia wszystko co się da. Zauważyłam też, że nie lubi kiedy narzędzia grzecznie siedzą w skrzynce. Ewidentnie jest zwolennikiem twórczego bałaganu.

Zobaczymy jak będzie dalej. Na razie udaje nam się trafić z pomysłami na prezenty, ale wszystko jeszcze przed nami.

piątek, 17 października 2014

Co czytałam?

Przez ostatnie kilka miesięcy miałam dość mało czasu na czytanie. Jak nie byłam  w pracy to starałam się jak najwięcej czasu spędzać z Łukasze, a gdy ten padał to albo starałam nadrobić pozostałe zaległości, albo po prostu sama padałam. W tak zwanym między czasie udało mi się sięgnąć po książkę. Złapałam ją najpierw od niechcenia, bo dawno nie czytałam. Skończyło się na tym, że przeczytałam trzy części i byłam zachwycona.


Po Rywalki (bo o tej serii mowa) sięgnęłam z ciekawości, co teraz młodzież czyta. W końcu tak niedawno ja sama zaczytywałam się w książki z serii "Stowarzyszenie wędrujących jeansów" i marzyłam o wielkich przygodach. Kiedy pierwsza część bestsellera Kiery Cass znalazła się w zasięgu mojego wzroku postanowiłam, że tylko przewertuje kilka pierwszych stron. Obudziłam się kiedy kończyłam ostatnią część.

Nie będę streszczać serii, bo nie o to chodzi. Historia, którą mamy szanse poznać opowiada losy Americi, która na początku zmaga się z zakazaną miłością. Stara się walczyć o nią w dość nietypowy sposób - wykorzystując inną szanse na uczucie. Intrygujące? Ba, dalej jest jeszcze bardziej interesująco.

Kiera Cass w swoich książkach nie opowiada jedynie o walce o miłość, ale również o poszukiwaniu siebie, o tym jak ważne jest niezatracanie własnego ja i szukaniu drogi dla siebie - chociażby trzeba było biec pod prąd.

czwartek, 16 października 2014

Najgrzeczniejsze kontra najniegrzeczniejsze

Odkąd jestem mamą zwracam uwagę na wiele rzeczy, które wcześniej nie były dla mnie istotne. Porównuję oceniam, staram się wyciągnąć wnioski. Obserwuję również inne mamy, inne dzieci i, niestety, oceniam.



Miejsca publiczne są do tego najlepsze. Pełno tam szczęśliwych rodziców i ich jeszcze bardziej uradowanych dzieci. Można to interpretować i jako szyderę, jak i szczerą prawdę. Wszystko zależy od łaskawości maleństwa/maleństw. Jakie to piękne uczucie kiedy jako dumni rodzice spacerujemy ze swoim małym klonem za rękę, tudzież pchamy go w wózku, a ten jest grzeczny, uśmiechnięty i czysty. Otacza nas wtedy taka aura wspaniałości. A kawa i ciastko smakują jak nigdy dotąd. Wtedy to obserwujemy innych mniej szczęśliwych rodziców z lekką wyższością. Już nam się pchają na usta dobre rady, ale szybko przypominamy sobie, że sami nie za bardzo to lubimy, więc ze spokojem idziemy dalej celebrować dzień z naszym przegrzecznym skarbem.

Co jeśli jesteśmy po drugiej stronie tęczy, a niebo przykrywają czarne chmury?! O kawie i ciastku możemy zapomnieć, bo nasze dziecko, nie usiedzi w jednym miejscu, albo akurat postanowiło urządzić sobie pokaz swoich zdolności wokalnych. Krzyczy, wrzeszczy, marudzi, tupie bije w takich kombinacjach, że w życiu nie wiedzieliśmy, że tak może. Każde nasze słowo jest w bajecznie pokazowy sposób ignorowane, ale w tym wszystkim najgorsi są szczęśliwi rodzice ze swoimi grzecznymi dziećmi. Czujemy ich wzrok na sobie. To wtedy właśnie zastanawiamy się, w którym miejscu popełniliśmy błąd, dlaczego my.

Na szczęście role szybko się odwracają, a wtedy pamięć jest krótka. Okazuje się, że w jednym tygodniu mamy najgrzeczniejsze dziecko i nieniegrzeczniejsze w kombinacji 4+3, albo 3+4. Ale co się nadenerwujemy to nasze ;)

środa, 15 października 2014

W wakacje budowaliśmy

Wakacje minęły nam szybko i bardzo pracowicie. Nie chodzi tylko o to, że w większości spędziłam je letnie miesiące w pracy, ale też o to, że mieliśmy dużo Łukaszowych projektów. Mam nadzieję, że nie będziecie źli, że teraz, w deszczowe dni zebrało mi się na wspominki ciepłych, ba! upalnych dni :)

Na dzień dziecka postanowiliśmy zrobić Młodemu prezent w postaci piaskownicy. Wtedy Łukasza jeszcze nie do końca interesowały tego typu atrakcje, ale wiedziałam, że już niedługo może się to zmienić.

Udało nam się upolować promocję w Lidl'u i w ten sposób zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami drewnianej piaskownicy. Ach, cudownie wyglądała ... w pudełku. Trzeba było się zabrać za jej rozłożenie, a czasu wiecznie za mało. Na szczęście sprawy w swoje ręce wziął najmłodszy i najbardziej zainteresowany tematem. Zagonił tatę do pracy, ale obiecał, że sam pomoże. Zobaczcie jak dzielnie pracowali w ukropie.


Chłopaki rozpoczęli pracę od wzorowego podzielenia materiałów budulcowych :). Musieli poznać wroga zanim ruszyli do walki. Później już tylko szło z górki. Praca w takim zgranym zespole to sama przyjemność :). Za chwil kilka stała już podstawa i podpora daszku.






No i tak właśnie zaczęła się nasza "kuwetowa" przygoda. Bez wątpienia po tym dniu nie było nic już takie samo. Stopniowo, co raz bardziej letnie chwile mijały nam pod znakiem "piasku wszędzie". Łukasz tak oddanie bawił i bawi się w piaskownicy, że czasami jestem w szoku, gdzie i w jakiej ilości może się znaleźć piasek. Zresztą po co ja to mówię. Wszystkie mamy troszkę bardziej samodzielnych dzieci wiedzą co mówię :).

wtorek, 14 października 2014

Co u nas?

Tak jak już pisałam zaległości jest dużo do nadrobienia. 
Zaczniemy od najważniejszego, czyli co słychać u Łukasza :)

Trochę o Łukaszu w liczbach:
- wiek: 15 miesięcy
- zębów:6
- rozmiar ubrań: 86
- rozmiar nogi: 22
- energii: za dużo ;)
- liczba drzemek w ciągu dnia: jedna



Co Młody lubi robić:
- gonić się
- biegać
- chować się
- jeść malinki
- rozrabiać ;)
- spać z rodzicami
- oglądać bajkę Ul





To tak na szybko jak wygląda "Łukaszowa sytuacja".

Nadrabiamy, nadrabiamy :)

poniedziałek, 13 października 2014

Koniec z zaległościami

Zaległości mamy co nie miara!
4 miesiące to szmat czasu.

U nas w tym czasie dużo się wydarzyło.
Poniedziałek to bardzo dobry dzień na decyzje!
 Od jutra nadrabiamy zaległości :)

Do zobaczenia.
P.S. Nie gniewajcie się na nas ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...