środa, 11 lutego 2015

Wspomnienie naszego Londynu

Dawno, dawno temu, jak było jeszcze ciepło, a mama miała więcej czasu wybraliśmy się rodzinnie w pierwszą podróż samolotem. Cel był wzniosły, bo odwiedzaliśmy ciocię, wujka i kuzynki. Będąc już na angielskiej ziemi nie mogliśmy odmówić sobie odwiedzenia Londynu. Pamiętacie na pewno moje wspomnienia z lotu, z przebierania Małego w warunkach podróżnych itp. Niestety za raz po powrocie oddałam się w wir pracoholizmu i trochę zaniedbałam bloga. Nie starczyło mi czasu, aby napisać jakie wrażenie wywarło na nas to miasto. Postanowiłam nadrobić moje niedopatrzenie.


Podróż rozpoczęliśmy bardzo wcześnie. Niestety mieliśmy tylko jeden dzień, aby liznąć Londyński klimat. Dzięki szybkiej mobilizacji London Eye i Big Ben'a oglądaliśmy bez tłumu turystów.


Postawiliśmy na spacery. W sumie to ja postawiłam - reszta musiała się dostosować. Zgodzili się. Nie wiedzieli co to znaczy. Chodziliśmy, oglądaliśmy, robiliśmy zdjęcia, chodziliśmy, oglądaliśmy robiliśmy zdjęcia. I tak w koło i tak w ciąż. Robiło się co raz później, a na ulicach Londynu zaczynało się pojawiać co raz więcej osób. Na początku objawiało się to kolejkami do topowych atrakcji, które zawijały się jak wstążki. Dom Sherlocka Holmes'a poznaliśmy dzięki tłumowi, który stał przed nim. Łukasz dostał ciacho, a humor mu dopisywał.


Czar prysł kiedy dotarliśmy przed pałac Buckingham. Jego okolica zdawała się być obklejona przez ludzi. Okazało się, że trafiliśmy na jakąś paradę, albo co :P, więc chętnych do podziwiania tego wydarzenia było mnóstwo. Na całe szczęście przy pałacu jest super park, w których zalegliśmy na lunch.

Udało nam się liznąć również trochę muzealnych klimatów. Zahaczyliśmy o Muzeum Historii Naturalnej i Muzeum Nauki. W tym drugim najbardziej podobało się mojemu mężowi. Łukasz był troszkę mniej zainteresowany, więc postanowił udać się na krótką drzemkę.

Crem de la crem to wejście do świata M&M'sów. Bajeczne sprawa - dosłownie i w przenośni. Nie wiedziałam nawet, że taki rzeczy mogą być z bohaterami z paczki od cukierków. Wszystko zrobione w taki sposób, że przyciąga zarówno dzieci, jak i dorosłych. Przyznam Wam szczerze, że przepadłam. Buszowałam i czułam się tam jak w raju.


Jak widzicie wypad, jak na Londyn, był bardzo krótki. Poznaliśmy namiastkę tego miasta. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócimy, żeby zobaczyć jeszcze więcej.

Jako dowód na to, że nie tylko nam, ale również Łukaszowi podobał się wypad pokazuję zdjęcie, wtedy jeszcze małego Łukasza, z podróży do domu.

2 komentarze:

  1. Ale Wam zazdroszczę tego Londynu !
    Ja chce do M&M-sów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki maluszek a juuż światowy :) zazdroszczę wyprawy
    naslonecznej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...